Znajdujący się po przeciwnej stronie Kościoła Mariackiego w Krakowie Pałac Krzysztofory jest jedną z najokazalszych rezydencji miasta. Powstał poprzez połączenie dwóch wielokrotnie przebudowywanych i zmieniających właścicieli kamienic. Pierwsza z nich to narożna Kamienica Morsztynowska znajdująca się od strony Starego Rynku i ul. Szczepańskiej. To właśnie na jej fasadzie w roku 1380 postawiono figurę św. Krzysztofa, od której obecny Pałac nosi swoją nazwę. Druga, nieco mniejsza, to Kamienica Chmielowska, zlokalizowana od ul. Szczepańskiej. Powstała w XVI wieku i co ciekawe również jako połączenie dwóch mniejszych kamienic. W 1644 roku budynki zostały zakupione przez marszałka nadwornego koronnego Adama Kazanowskiego. Marszałek był najbliższym przyjacielem króla Władysława IV i planował utworzenie tutaj rezydencji królewskiej. Niestety podczas najazdu Szwedów Pałac został zdewastowany. W latach 1682-84 na polecenie ówczesnego właściciela Jana Wawrzyńca Wodzickiego rezydencją zajął się architekt Jakub Sollari. Z tego okresu do dziś przetrwała jedna z najbardziej reprezentacyjnych sal przyozdobiona stiukami autorstwa włoskiego rzeźbiarza Baltazara Fontany. Po 1726 przeprowadzono kolejne prace, które nadały fasadzie Pałacu cech barokowych. Oprócz wyglądu zewnętrznego zachwycano się również wnętrzami i wyposażeniem. Ciekawostką jest to, że meble z Krzysztoforów wypożyczane były na Wawel na czas koronacji Augusta II, a sam Pałac stawał się ostoją dla Jana Kazimierza i Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W 1773 roku rezydencja stała się własnością biskupa Kajetana Sołtyka - pierwszego polskiego zesłańca do Kaługi - który powróciwszy do kraju w tym miejscu dokonał żywota odsunięty od urzędu z powodu choroby psychicznej. Kolejnym właścicielem był twórca Teatru Starego starosta brzegowski Jacek Kluszewski. W okresie Powstania Krakowskiego rezydował tutaj Rząd Tymczasowy, a po tym okresie Pałac przeznaczono na koszary wojsk austriackich. W 1911 roku pojawił się plan zburzenia budynku i wykorzystania działki pod budowę domu handlowego, lecz - o zgrozo na szczęście - realizację tego pokrzyżowała I wojna światowa. W okresie międzywojennym Krzysztofory przyciągały artystów stając się siedzibą Grupy Krakowskiej. W latach 1958-59 wykonano remont pomieszczeń przeznaczając Pałac na cele muzealne. Obecnie jest jednym z oddziałów Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.
Odwiedzając to miejsce dziś zobaczyć możemy ekspozycję stałą "Kraków od początku, bez końca". Została ona udostępniona w 2020 roku po długich pięciu latach remontów i przygotowań. Zwiedzanie zaczynamy w piwnicach, gdzie eksponaty przeplatane są opowieściami i legendami dotyczącymi miasta i jego mieszkańców. I już tutaj zaczynam się irytować, bo nie odczytuję sensu tej ekspozycji. Najpierw wchodzę do sali poświęconej Kantorowi i jego Cricotece, aby następnie minąć współczesne rzeźby Bronisława Chromego i przejść do eksponatów wymieszanych epokami i tematami. A na sam koniec tego poziomu dochodzimy do maszkaronów zdjętych z Sukiennic podczas prac restauracyjnych. No ale cóż, może dalej będzie lepiej. Przechodzę więc na pierwsze piętro, aby kontynuować zwiedzanie. Po drodze - na parterze - zaglądam do szatni Lajkonika. Na piętrze na początku czekają na nas dzieła m.in. Matejki, Malczewskiego, Mehoffera, Stryjeńskiej czy Weissa. Następnie wchodzimy do wspomnianej już sali ze stiukami, aby następnie wkroczyć do pomieszczenia przybliżającego nam pamiątki po kilku najważniejszych mieszkańcach Krakowa. W kolejnych salach mamy możliwość zobaczenia pamiątek po cechach i zakładach działających w tym mieście, uczelniach, którymi Kraków się szczyci, a także poznania ciekawostek z życia samego miasta jak i ludzi go tworzących. Zwiedzanie kończy atrakcja zarówno dla dorosłych jak i, a może przede wszystkim, dzieci. Jest to możliwość wejścia do wnętrza szopki krakowskiej.
Po zwiedzaniu Muzeum muszę przyznać, że mam bardzo mieszane uczucia. Nie dotarł do mnie sens i zamysł ekspozycji. Nie wiem co chcieli osiągnąć autorzy scenariusza tej wystawy i nie mogę zaliczać się do osób, które go prawidłowo ją odczytali. Aby w pełni docenić to co widzimy na wystawie potrzebny jest głębszy komentarz, który uzyskać można poprzez zwiedzanie z przewodnikiem lub audioprzewodnikiem. Bez tego osobom przyjezdnym eksponaty i to miejsce niewiele mówią. Choć przyznać muszę, że wielu legend Krakowa nie znałem i nawet nie wiedziałem, że aż tyle ich jest. Ogólnie czuję rozczarowanie, gdyż nie ma Polaka, który nie zdaje sobie sprawy jak bogatą przeszłość ma to miasto i jak wiele można o nim opowiedzieć.
Dodatkowym zaskoczeniem jest sprzedaż biletów na określone godziny zwiedzania, a następnie nie przestrzeganie tego. Po co więc te ceregiele? Nie wiem.
Mnie na zwiedzanie wystarczyła godzina, ale wiem, że obecność u mego boku przewodnika spowodowałaby, że czas ten przedłużyłby się o wiele bardziej.
Od 80 lat trwa tradycja Konkursu na Najpiękniejszą Szopkę Krakowską. Pierwszy konkurs z inicjatywy dr Jerzego Dobrzyckiego miał miejsce 21 grudnia 1937 roku. Od 1946 roku opiekę nad nim sprawuje Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. Powodem zorganizowania konkursu była chęć podtrzymania tradycji tworzenia tych przepięknych arcydzieł.
Konkurs odbywa się w pierwszy czwartek grudnia i rozpoczyna się prezentacją szopek na stopniach pomnika Adama Mickiewicza na Rynku. Po hejnale ma miejsce korowód wokół Rynku, a następnie szopki przenoszone są do Pałacu Krzysztofory, gdzie obraduje jury. Wszystkie biorące udział w konkursie prace można podziwiać do końca lutego na specjalnej wystawie czasowej.
Od 2018 roku tradycja tworzenia szopek krakowskich została wpisana jako pierwsze polskie zjawisko na Listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO.
I właśnie możliwość podziwiania tych cacuszek, była głównym powodem moich odwiedzin w Krzysztoforach.
https://muzeumkrakowa.pl/oddzialy/palac-krzysztofory
Przepiękne zdjęcia szopek. Wsrpaniala tradycja. Również w tym Pałacu, miałam ojazję wyglądać przez okno na Rynek Krakowa, na którym byly świąteczne stragany, choinka i dużo świątecznych świateł. Przepięknie to wszystko wyglądało. Niesamowite wrażenia.
OdpowiedzUsuńOj tak, widok z okien na Rynek jest rzeczywiście dodatkową atrakcją. A podczas Jarmarku brakowało tylko odrobiny śniegu, aby dopełnić atmosfery.
Usuń